Mistrzostwa świata RPA 2010

20.07.2010, 16:36 | rozrywka

Mistrzostwa Świata RPA 2010

Zakończony tydzień temu mundial był wyjątkowy. Nie tylko dlatego, że rozgrywany po raz pierwszy w Afryce (i do tego podczas kalendarzowej zimy), ale także ze względu na zaskakujące wyniki kilku reprezentacji, parę skandali, wszechobecne, denerwujące wuwuzele, a także piłkę Jabulani, na którą wszyscy narzekali.

Faza grupowa
W fazie grupowej mistrzostw świata działo się bardzo dużo. Wystarczy wspomnieć, że ze swoich grup nie wyszły reprezentacje Włoch i Francji, czyli odpowiednio obrońca tytułu oraz zdobywca drugiego miejsca (w finale MŚ 2006 w Niemczech Włosi pokonali Francję w karnych). Francja najpierw zremisowała z Urugwajem, a później przegrała z Meksykiem i gospodarzem mistrzostw, RPA, kończąc swą przygodę z Afryką mając w dorobku jedynie jeden punkt, na dodatek opuszczając mistrzostwa w cieniu skandalu (Anelka wyrzucony przed końcem fazy grupowej, konflikt Evry i całej reprezentacji z trenerem Domenechem, interwencja prezydenta Sarkozy'ego w całą tą sytuację). Włosi natomiast zremisowali z Paragwajem i Nową Zelandią, a przegrali ze Słowacją, kończąc z dorobkiem dwóch punktów.
Przez kiepską postawę faworytów dochodziło do ciekawych paradoksów: reprezentacja RPA wygrała z Francją (byłym wicemistrzem świata), ale nie wyszła z grupy. Szwajcaria wygrała z Hiszpanią (aktualnym mistrzem świata), nie wyszła z grupy. Serbia wygrała z Niemcami (którzy zajęli trzecie miejsce na tym mundialu), także nie wyszła z grupy. Natomiast reprezentacja Nowej Zelandii zadziwiła wszystkich, bo spisywana była na pożarcie jako dostarczyciel punktów i bramek. Oni jednak się nie dali i... nie przegrali żadnego meczu! Zremisowali ze Słowacją, Włochami oraz z Paragwajem ostatecznie kończąc tą fazę z dorobkiem 3 punktów, ale niestety nie wyszli z grupy.

Wielcy przegrani, rozczarowania mundialu
Zawodzili faworyci, gwiazdy nie świeciły tak jasno, jak się tego spodziewano. Pozwolę sobie opowiedzieć o (swoją drogą świetnej jeśli chodzi o pomysł i realizację) reklamie Nike Football "Write The Future". Występujący w niej piłkarze delikatnie rzecz ujmując nie popisali się. Zobaczmy po kolei: Drogba - niewątpliwa gwiazda Afryki, reprezentant Wybrzeża Kości Słoniowej. Strzelił jedną bramkę, WKS nie wyszło z grupy. Cannavaro - praktycznie niewidoczny, Włosi nie wyszli z grupy. Rooney - zero bramek. Zawiódł pokładane w nim nadzieje. Anglicy polegli z Niemcami 1:4 po wyjściu z fazy grupowej. Ribery - zero bramek. To samo co Rooney. Francuzi nie wyszli z grupy. Ronaldinho - nawet nie pojechał na mistrzostwa. Powód? Brak formy. Robinho - fragment o nim został dorobiony i był puszczany w TV zamiast wersji z Ronaldinho. Jak wypadł Robinho? Zdobył 2 bramki, ale Brazylia przegrała z Holandią już w ćwierćfinale. Cristiano Ronaldo - tylko 1 bramka, strzelona rozbitym Koreańczykom przy stanie 6:0 trzy minuty przed końcem. Tak jak Rooney i Ribery - nie był w stanie wziąć odpowiedzialności za drużynę na swoje barki. Portugalia po wyjściu z grupy przegrała z Hiszpanią.
Jeśli chodzi o samo Nike, to przynajmniej oni wybrnęli z tej sytuacji odpowiednio, bo po (bijącym popularności) pierwszym spocie niezbyt trafionym jeśli chodzi o formę pokazanych piłkarzy, zrobili drugi (The Future Has Been Written), nakręcony już po finale, w którym wystąpili Hiszpanie, zdobywcy tytułu mistrza świata.

Odkrycia, gwiazdy
Niewątpliwą gwiazdą minionych mistrzostw był Diego Forlan. Urugwaj grał wspaniale przez całe mistrzostwa, aż szkoda, że nie udało im się stanąć na podium. Forlan zasłużenie otrzymał Złotą Piłkę dla najlepszego piłkarza. Zaraz za nim byli Villa i Sneijder, którzy także zagrali świetnie podczas całego turnieju. Jeśli chodzi o wschodzące gwiazdy, to na pewno do nich można zaliczyć Oezila i Muellera, drugi z nich zdobył dwie nagrody: Złoty But dla króla strzelców oraz Najlepszy Młody Zawodnik (w 2006 tą nagrodę zdobył Podolski). Zasłużone Złote Rękawice otrzymał bramkarz Hiszpanii, Casillas.

Kontrowersje, sędziowanie
Miniony mundial zostanie zapamiętany także dzięki błędom sędziowskim. I to nie byle jakim, bo w ciągu jednego dnia udało im się wypaczyć wyniki dwóch bardzo ważnych spotkań (w 1/16, po fazie grupowej). W pierwszym przypadku bramka strzelona ze spalonego została niesłusznie uznana. Drugi to już ewenement sam w sobie - piłka, która przekroczyła linię bramkową, nie została uznana za poprawnie strzeloną mimo, że powtórki były jednoznaczne. I to w kluczowym momencie, kiedy bramka Lamparda zmieniłaby wynik na 2:2 w meczu z Niemcami, co mogło całkowicie odmienić dalszą grę. A tak, przy 2:1, Niemcy zdołali wbić Anglikom jeszcze 2 bramki. FIFA już zapowiedziała, że ponownie rozważy powtórki telewizyjne lub dodatkowych sędziów bramkowych. Dotychczasowy argument o tym, że błędy sędziowskie świadczą o pięknie futbolu można sobie wsadzić, jeśli te błędy decydują o tym kto ma przejść dalej, a kto odpaść z mundialu.

Finały
Francja i Włochy nie wychodzą ze swoich grup. Portugalia i Anglia kończą swoją przygodę z RPA w 1/8 finału. Jeden etap dalej, w 1/4 finału, odpadają główni faworyci: Brazylia i Argentyna. Oszałamiającą, wspaniałą piłkę gra Urugwaj. Niemcy zdobywają trzecie miejsce, Holendrzy drugie, a mistrzem świata (po raz pierwszy w historii) zostaje Hiszpania. Kibicowałem Holendrom i Hiszpanom, ale nie spodziewałem się, że obie drużyny zajdą aż do finału. Pozwolę sobie zacytować własne słowa z pierwszych dni mundialu (bodajże po pierwszych meczach grupowych tych drużyn, 13 czerwca 2010): "Holendrom klasycznie kibicuję, a zaraz za nimi Hiszpanie. Taki pojedynek mógłby być dla mnie wisienką na torcie mistrzostw. Niemcy się dzisiaj ładnie pokazali, spokojnie mogą celować w wysoką pozycję na turnieju." Jak widać wszystko się sprawdziło - poza jednym. O ile mecz o trzecie miejsce był wspaniały i porywający, Niemcy wygrali 3:2 z Urugwajem, który walczył do ostatniej minuty (poprzeczka Forlana w doliczonym czasie gry), o tyle finał był tragiczny. Tak to jest, jak dwie drużyny ofensywne spotykają się naprzeciwko siebie i żadna nie spieszy się z atakiem, by nie dostać szybkiej kontry i nie stracić bramki, którą później będzie ciężko odrobić. Tak oto dostaliśmy pokaz antyfutbolu, bo inaczej tego nazwać nie można. Żółtych kartek sędzia (znany nam dobrze Howard Webb) wlepił kilkanaście, co świadczy o poziomie rywalizacji. Hiszpanie zdołali strzelić jedyną bramkę w dogrywce, kilka minut przed końcem regulaminowego czasu gry. Tytuł w finale wymęczony, ale patrząc na całą drogę do tego finału trzeba przyznać, że grali ładną piłkę. Osobiście uważam, że ładniejszą piłkę grali Niemcy a tytuł należał się Holendrom, ale to już inna bajka.

komentujKomentarze:

drażniłam się z Tobą wtedy, a teraz mam na myśli m.in. Ciebie :*
Miłe towarzystwo w postaci naszego ulubionego, łysego sędziego? ;P
mnie w finale najbardziej podobało się: miłe towarzystwo, piwo, pizza i plazma ;) :*