Relacja z koncertu solo Pati Yang w Warszawie

29.01.2010, 11:11 | koncerty

Pati Yang solo live w Warszawie

Cztery lata trzeba było czekać, aż Pati wystąpi solo z koncertem w Polsce. Padło na Warszawę, co akurat bardzo mnie ucieszyło, ponieważ zostaję w tym mieście na jakiś czas - odpadał problem transportu i noclegu. Pati była kolejną już artystką, którą ostatni raz słuchałem dawno temu, ale po usłyszeniu, że zagra koncert, od razu wiedziałem, że chcę na niego iść. Tym bardziej nie mogłem się doczekać samego występu artystki.

Support: The Poise Rite
Starałem się przesłuchać przed koncertem utwory supportującego zespołu, ale jakoś zupełnie do mnie nie trafiły. Należało im jednak dać szansę, może trafi się coś interesującego, w końcu występ na żywo to zupełnie inne wrażenia niż płyta studyjna. Co prawda początek koncertu był dosyć nudny, a publiczności nie było prawie wcale, jednak im dłużej trwał koncert, tym robiło się przyjemniej. Kilku kawałków The Poise Rite nawet dało się posłuchać, w szczególności ostatniej, eksperymentalnej kompozycji, w której wzięła udział gościnnie jakaś miła wiolonczelistka, tudzież coś w tym guście, jakkolwiek się ten jej instrument nazywał.

Pati Yang
Jako, że tłumów po zejściu The Poise Rite nie było, to jeszcze przed wejściem Pati Yang na scenę ustawiłem się w pierwszym rzędzie, przy samych barierkach. Z drugiej strony szkoda, że takie wydarzenie nie potrafiło zebrać tylu ludzi, by chociażby sprawiać wrażenie zapełnienia Stodoły. Odwracają się widziałem jedynie grupę ludzi stojących luźno pod sceną, a za nimi pustki.

Jak tylko pojawiła się Pati, od razu towarzystwo się ożywiło. Miło było doświadczyć na żywo tych wszystkich utworów, które tak na dobrą sprawę już dawno temu słyszałem ostatni raz. Z drugiej strony przeszkadzały mi bardzo dwie rzeczy: po pierwsze reporterzy. Mając się za najważniejsze osoby w klubie poustawiali sobie stołki między sceną a fanami i bezczelnie stali sobie robiąc zdjęcia, zasłaniając wszystko kompletnie. Ze dwa czy trzy utwory jedynie słyszałem Pati, która tylko czasami wyłaniała się zza ramienia jakiegoś fotoreportera. A propos słyszalności, to jest to już 'po drugie': nagłośnienie było tragiczne. Stałem kilka metrów od Pati, a słyszałem ją po bokach tak, jakby głośniki były odwrócone w drugą stronę. Czasami pojawiał się jakiś pogłos daleko zza pleców, który jeszcze bardziej potęgował to dziwne wrażenie.
Natomiast jeśli chodzi o sam występ Pati Yang, to nie ma się do czego przyczepić. Śpiewała pięknie, wyciągała dźwięki, które zdawały się być jedynie efektem remasteringu w studio. Większość piosenek wychodziło jej niemal idealnie, a kilka wzbogaciła nawet w stosunku do ich albumowych wersji. Do tego jej zachowanie na scenie - ciężko to określić, by nie zostać źle zrozumianym. Była jak w narkotyczno erotycznym transie, jakby się zaćpała i popiła to alkoholem. Jakby momentami nie wiedziała, co się wokół niej dzieje. Całe to dziwne zachowanie miało w sobie jednak jakiś dziwny urok i czar, przez co można je było rozpatrywać jedynie jako pozytywne reakcje. Doprawdy, specyficzne to było na scenie.
Pati zdołała się nawet raz przebrać (z białego ubranka w czerwoną sukienkę), a przerwy między utworami poświęcała na opowieści. Niestety, setlista okazała się być bardzo krótka, jedynie 10 utworów. Cóż, mogłaby być dłuższa. Na szczęście na koniec, jako bis, dostaliśmy 'utwór zagrany na żywo ostatni raz 12 lat temu', jakim okazała się być... Jaszczurka. I to w zmienionej, niesamowitej aranżacji - brzmiała wspaniale.

A oto i playlista z występu solowego Pati Yang:
1. Soul For Me
2. Stories From Dogland
3. Summer of Tears
-. Pati mówi o zmianach
4. Red Hot Black
5. All That Is Thirst
6. Over
7. 19:53 Northwest
-. Pari mówi o Końcu Świata
8. Outside
-. Pati mówi o tajemniczych zmianach
9. Timebomb
10. Jaszczurka
Dodatkowo, oprócz nagrań wideo, zrobiłem kilka fotek: zdjęcia z koncertu solo Pati Yang w Warszawie.

Koncert zakończył się dosyć szybko, a ja zostałem skuszony opcją afterparty. Ta przygoda zajęłaby spokojnie oddzielny wpis, ale chyba sobie podaruję. Ogólnie rzecz biorąc afterparty nie miało nic wspólnego z koncertem Pati Yang mimo, że taka informacja została podana, a sam lokal pozostawiał wiele do życzenia, określając to maksymalnie łagodnie. Całość wspominam pozytywnie, chociaż było kilka aspektów, które można było zrobić lepiej. Mimo to warto było pójść na ten koncert.

komentujKomentarze:

No gdzieżby skądże miałbym współmieszkać z jakąś niemalże obcą mi kobitą jeżeli mogę to robić z mą rudą pięknością ;P
ja się cieszę, że to bajka inna, a nie współlokatorka :P
Noo ja myślę, że inna :D
northerr, mieszkam z flashowcem, a że czasami się efka pojawi, to już inna bajka ;]

kit kat, Jopek nie słucham, za to Pati ma głos co najmniej świetny ;P
ma głoś podobny do Anny Marii Jopek [ nie Wesołowska. .. ] ; X
czy. współlokatorkę(?) ;)
efciu, zawsze mogę Ci podrzucić jej studyjne albumy ;]

northerr, spoko, tylko daj znać wcześniej, bo czasami mam współlokatora ;]
Teraz wiem gdzie mam iść jak będę miał problem z lokum po jakimś koncercie w stolicy :E
rzeczywiście nagłośnienie kiepskie... szkoda, nie słuchałam nigdy Pati i liczyłam na to, że mnie tymi nagraniami zaczarujesz i na kolejny koncert wybierzemy się razem i że tym sposobem unikniesz szwendania się po wawie i odbierania telefonów ode mnie co 5 minut w kwestii sprawdzenia, czy żyjesz... ale się wtedy bałam ;P :*