Neuroshima Hex! | Coma live @ Łódź

18.12.2008, 01:05 | koncerty neuroshima hex

Neuroshima Hex


Od pewnego czasu, w stałym, trzyosobowym gronie wypełniamy czwartkową pustkę między .NET'em a Grafiką. My, czyli Piotrek, Paweł i ja. Czym? Tak, Neuroshimą w wydaniu heksagonalnie planszowym. Neuroshima Hex, bo o niej mowa, jest planszówką wciągającą, strategią dobrze pomyślaną. Niby prosta, a jednak daje mnóstwo możliwości. Szczególnie po dokupieniu dodatku, który wprowadza dwie nowe armie (w podstawowej wersji są cztery), nową planszę i żetony terenu. Dodatkowo można pokusić się o rozegranie całej kampanii. Możliwych kombinacji jest teraz o wiele więcej niż przy użyciu wersji podstawowej, a ogranicza nas tylko wyobraźnia. Ostatnia nasza partia zakończyła się zaskakująco, po raz pierwszy grałem Neodżunglą. Przyzwyczajony najpierw do Molocha, którym grałem praktycznie zawsze, po dojściu dwóch bonusowych armii przesiadłem się na Nowy Jork. Obie armie są dobre na odległość, mają wielu strzelców. Ostatnia partia była nietypowa, ponieważ graliśmy na losowanie armii i mnie przypadła Neodżungla właśnie - bez strzelców, nieco dziwna, zdecydowanie nietypowa. Jak się jednak pod koniec okazało dobre taktyczne (pozornie defensywne) rozłożenie żetonów poskutkowało na sam koniec wpakowaniem bodajże 8 punktów w mocno poobijany już wcześniej sztab niebieskiego Prezesa (co można sobie na spokojnie przeanalizować oglądając fotkę z początku wpisu), dzięki czemu zaczął dublować mnie w punktach (modulo 20, ja bez żadnej straty). Tak więc jak widać gra bywa także zaskakująca, a czasami cała rozgrywka zależy od szczęścia i żetonów wylosowanych na samym początku gry (vide wyrzutnia rakiet i żetony bitwy, dzięki czemu kilka mocnych serii weszło w sztab przeciwnika).

Podsumowując: Neuroshima w wersji Hex bardzo mi się spodobała i mam nadzieję, że będzie sporo możliwości, by od czasu do czasu w nią pograć. Rozgrywka jest w miarę szybka, wszystko może się zmienić w czasie jednej rundy, jeśli dojdą nam odpowiednie żetony. Polecam wszystkim, szczególnie jako miłą odskocznię od gier na PC.

Historia związana z koncertem Comy zaczęła się od ich najnowszego albumu, z którym jakoś nie spieszyło mi się jeśli chodzi o przesłuchanie. W końcu zdecydowałem się na ten krok, album po kilku przesłuchaniach w końcu mi się spodobał, zainteresowałem się aktualną trasą koncertową. Niestety, trochę za późno, bo koncert w Lublinie był kilka dni wcześniej, w Kielcach kilka dni przed koncertem nie było już biletów, na wycieczkę do Rzeszowa nie było czasu ani możliwości. W końcu padło na Łódź, bilety kupiłem od razu.
Jako że Łódź, to nocleg był z góry zapewniony, no i oczywiście dobre towarzystwo. Przed koncertem mały rekonesans doprowadził do tego, że na koncert umówiłem się też z Radq. Trochę staliśmy przed wejściem, zlot LPU skończył się na dwóch osobach bardziej skupionych na Comie niż LP.
W środku okazało się, że przed sceną jest jeszcze sporo miejsca. Jakże zgubne były nasze nadzieje... Młyn zaczął się jeszcze przed pojawieniem się zespołu na scenie. Po kilku minutach postanowiliśmy wycofać się na tył "parteru", ale i tam było ciężko. Ostatecznie skończyliśmy na pierwszym podwyższeniu, gdzie niestety staliśmy na końcu i widoczność była wielce ograniczona. Mimo warunków, w jakich spędziliśmy ten czas z całą stanowczością muszę stwierdzić, że publiczność na Comie (grającej w swoim rodzimym mieście) rozwala na łopatki wszystkie inne, jakie zdarzyło mi się spotkać w mym jakże skromnym dorobku koncertowym. To, co zaserwowała zespołowi grającemu u siebie publiczność bije wszystkie inne moje koncertowe doświadczenia. Coma odwdzięczyła się bardzo ładnie grając praktycznie drugi koncert już na bis, wałkując wszystkie trzy płyty niemalże w całości. Nawet w momencie, kiedy Roguc pożegnał się (trzeci raz) z publicznością na dobre i wszyscy się rozeszli, publika dalej śpiewała, krzyczała, biła brawo i tupała, aż w końcu zespół pojawił się znowu i grał kolejne pół godziny. Uzbierało się tego od około 20:00 do 23:00, mniej więcej, czyli wyczyn niezły. Sam utwór Zbyszek trwał ładne kilkanaście minut. Za całą tą oprawę, natychmiastowe i żywiołowe odpowiedzi publiczności na zachęty Roguca, ba, nawet bez zachęt publika sama Roguca nakręcała - za to wszystko wielki ukłon ode mnie. Gdyby tak się ludzie na każdym koncercie bawili, nie ważne jakiego zespołu, nie ważne w jakim mieście, to by było super. Jak napatoczy się jakiś koncert ciekawy w Dekompresji, to trzeba się będzie wybrać, bo po pierwszym zetknięciu z klubem mamy już jako takie doświadczenia i plany na rozmieszczenie się w nim, by jak najlepiej zapamiętać cały występ.

komentujKomentarze:

Na wynos z dostawą do domu poproszę ;P
dodatek do gry Neuroshima Hex raz!
na wynos, czy na miejscu? :*
Ehh ;P
I to się nazywa rozmowa z inteligentnymi ludźmi ;P dziękuję za link :* ;P
http://wydawnictwoportal.pl/index2.php?id=sklep&p=54&cat=2
Efciu, Enderek nie ma dodatku. :P
Ja nie miałam na myśli tej konkretnej gry. Raczej coś w tym stylu... (czytaj- nie oglądaj :*)
Efciu, każdy z nas trzech ma już swój zestaw drugiego wydania Neuroshimy Hex :)

Paweł, ładnie żeś Piotrka załatwił ;)

Northerr, nie kompromituj się pokemonami, Neuro to poważna gra jest ;P
heh - to takie rozrywki preferujecie :D :P a Ender by chciał jakąś tego typu grę mieć? ;>
Dasz pograć? :p mam pokemony jeszcze :D
Moja! :P
Czyja ta gra? ;>
Coma... ech - to był koncert ;P mmmmuuuuaaaa :P mmmmmmbardzoźleeeee XD mmmmmmuuuuuuaaaaaa
Zlot miał być (o czym na początku sam nie wiedziałem), ale w końcu go praktycznie nie było - po prostu dwie czy tam trzy osoby z LPU spotkały się przed wejściem na Comę (a miało być z 10 wcześniej gdzieś na mieście).
Też lubię planszówki :) Co do Comy to fucktycznie, 3h na scenie to sporo czasu i wysiłku! Jednak Coma nie do końca pod kasę leci :p I był zlot LPU? Szkoda, że nikt o tym nie wiedział :D, a przynajmniej ja... ale to i tak nie ważne, bo by mnie nie było :p